wtorek, 4 lutego 2014

Rogi w górę!

Nie ukrywam, że czekałam na ten album. Mimo wszystko byłam ciekawa co z tego będzie. I nie mogłam się też doczekać napisania kilku moich dygresji na jego temat. I oto:

Behemoth "The Satanist"


Nie będę też ukrywać, że byłam sceptycznie nastawiona co do tego wydawnictwa po wszystkich neraglowych wojażach na salonach (chociaż bardzo, bardzo starałam się oddzielić zespół i muzykę od postaci Darskiego w brukowcach, co wcale nie jest takie proste). Mój sceptycyzm wzrósł jeszcze bardziej po przesłuchaniu singla "Blow Your Trumpets Gabriel", który jest najsłabszą kompozycją tutaj w stosunku do pozostałych.
Ale tak czy siak, chłopaki bronią się. Bronią się skutecznie. Byłabym bardzo niesprawiedliwa jadąc na całej linii po tym albumie. Ok, w porządku, może to nie jest pozycja w ich dyskografii, która urywa cztery litery, ale nie można im odmówić przełamywania granic. Myślę, że "The Satanist" nie powiela wcześniej już ustanowionego schematu, że ten album nie jest podobny do poprzedniego. I to się chwali. Oczywiście, co bardziej ortodoksyjni fani będą narzekać. Ale dla mnie ta w pewnym sensie przełomowość jest na plus.
Co jeszcze z pozytywnych aspektów? Solówki. Solówki w "Messe Noire" i "The Satanist" są naprawdę świetne i jednak mało oczekiwane. W końcu kto by się spodziewał solówek w muzyce dla Szatana? ;P Swoją drogą właśnie gitarowa solówka ratuje cały kawałek tytułowy, który sam w sobie jest nieco monotonny jak dla mnie i umieściłabym go zaraz po singlu jako słaby punkt.
Wracając do zalet. W "In the Absence Ov Light" napotykamy nasz rodzimy językowo i egzotyczny (jak "Lucifer" dla obcokrajowców) akcent. Na pewno dodaje patosu temu kawałkowi. I jakkolwiek zawsze nieco irytowały mnie monologi i filozofie Nergala na koncertach, tak tutaj nie mam nic przeciwko. Całkiem przyjemna recytatorska wstawka.
Ach, no i mój faworyt (?). Nie, nie mogę nazwać tego utworu moim faworytem, ale z pewnością zwrócił moją uwagę. A mowa o "O Father O Satan O Sun!". Jest melodyjnie. Śmieję się (ale właśnie nie złośliwie), że ten utwór ma radiowy potencjał w niektórych momentach. Szczególnie przez chórki w tle i tę basową wstawkę na początku. Gdyby go lekko zmodyfikować i trochę "odciążyć" (też wokalnie). Mniejsza, to już takie moje dywagacje. Po prostu wpada w ucho.
Jest też kilka behemothowych brzmieniowo klasyków jak "Amen", "Ora Pro Nobis Lucifer".
To do czego można się doczepić mimo wszystko, to jednak tytuł samego albumu. Już na pewnym etapie kariery i stażu muzycznego można się było wysilić. W ogóle dużo tutaj tego Szatana na pierwszy rzut oka. To tak jakby na siłę zwrócić uwagę, zaszokować, wzbudzić kontrowersje, a może podreperować autorytet buntownika?
Tak, czy inaczej Behemoth to już nie tylko muzyka, to pewna jakość i marka na naszej polskiej, ale także i zagranicznej scenie muzycznej. Chociaż Darski uzbierał sobie więcej przeciwników (nawet wśród fanów), to i tak ten album zbierze niezłą kasę, a sława zespołu nie upadnie. A pamiętając o tym, że Behemoth, to nie tylko Nergal, ale także Orion, Seth i Inferno, to album trzyma poziom i nie jest taki zły jakby się mogło przed jego wyjściem na światło dzienne wydawać.
Ave!

Ocena: 4/5



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz