wtorek, 17 grudnia 2013

Podróż do Wszechświata

Dzień dobry, a raczej dobry wieczór. Po małym ogarnięciu siebie, prawie w całości przespanym dniu i zebraniu myśli przyszedł czas na kolejne rozważania tutaj.
Dziś gościem mojej wieczornej recenzji będzie Alrakis. A mianowicie album "Alpha Eri".


Cóż to jest? Kto to taki? Już spieszę z wyjaśnieniami dla tych, którym nic to nie mówi.
Alrakis jest niemieckim jednoosobowym projektem, z którym stoi pan kryjący się pod pseudonimem
A1V. I już wiemy więcej, prawda? Jeżeli komuś nasuwają się jakieś skojarzenia z zespołami Finister, Adalwolf, czy Tales of Emptyness, to z pewnością już wie o czym mowa (aczkolwiek autorka bez bicia się przyznaje, że sama natknęła się na nie po raz pierwszy). Mniejsza o to.
A1V na debiutanckim albumie "Alpha Eri" wydanym w 2011 roku prezentuje muzykę określaną mianem black metal/ambient. Z tym, że więcej tu nastrojowego ambientu z black metalowymi krzykami wydobywającymi się gdzieś jakby z oddali, stanowiącymi idealne tło dla wszystkich muzycznych dźwięków pojawiających się na tym wydawnictwie.
Tematycznie oscyluje wokół astronomii, kosmosu, mgławic i innych tego typu zjawisk, o czym już mówią same tytuły utworów. Idealne połączenie dla ambientu. I z pewnością nie można odmówić tej płycie niesamowitego klimatu i atmosfery, której tutaj nie brakuje. Słuchacz w wyobraźni jest w stanie przenieść się przy niej do tego astronomicznego wymiaru. Naprawdę trudno opisać ten album słowami, jego po prostu trzeba posłuchać.
Można się przy nim bardzo wyciszyć, świetnie pasuje na zimowo-jesienne wieczory, których przed nami jeszcze sporo. Jest to swoista kołysanka, ale w bardzo pozytywnym znaczeniu. Gdy muzyka cichnie, czuje się niedosyt, chce się jeszcze więcej, można z czystym sumieniem ustawić w odtwarzaczu opcję zapętlania.
Polecam Alrakis nawet osobom, które z metalem, a już w ogóle z black metalem, nie mają nic wspólnego, ale cenią sobie nastrojową i spokojną muzykę. Szczególnie mam tu na myśli utwory w pełni instrumentalne - "Gas Und Staub Zwischen Den Sternen", "NGC 6611" oraz "NGC  3242 (Ghost of Jupiter)". (A już jedna taka osoba sama zainteresowała się zespołem).
W moim przypadku była to "miłość od pierwszego przesłuchania". A przytaczając jeszcze określenie znajomego, który z projektem mnie zapoznał: "Black metal + kosmos = black metal wyjebany w kosmos." Czasami po prostu nie warto owijać w bawełnę, a ja się z nim i jego stwierdzeniem w 100% zgadzam. :)
Zapraszam na muzyczną podróż do innego wymiaru.

Końcowa ocena: 5/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz